Festiwal jest doskonałym miejscem do dyskusji – rozmowa z Joanną Łapińską
fot. Tomek Kamiński
Rzeczywistość spotkania kina polskiego z widzem się zmienia – rozmowa z Joanną Łapińską, dyrektorką artystyczną Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
Mateusz Demski
Mateusz Demski: To pierwsza twoja kadencja na stanowisku dyrektorki artystycznej w Gdyni, ale nie pierwszy raz, kiedy pracujesz przy programowaniu czy organizacji tego typu wydarzenia. Czego nauczyło cię doświadczenie przez te wszystkie lata?
Joanna Łapińska: Praca programera czy selekcjonera festiwalu filmowego, jak pokazało mi te ponad 20 lat współtworzenia wydarzeń filmowych w Polsce, to balans tego, co mnie samą w kinie fascynuje z tym, czego oczekuje widownia i zarazem z tym, jaki profil ma dana impreza. Bardzo uważnie więc słucham, przyglądam się, rozmawiam z wszystkimi, którzy z festiwalu korzystają i staram się znaleźć złoty środek. Na imprezach, przy których miałam przyjemność pracować, nie raz zapraszałam filmy, których fanką sama nie byłam, ale wiedziałam, że jest to tytuł, na który nasi widzowie z różnych powodów czekają. Będąc na stanowisku programera, trzeba rozumieć tę drugą potrzebę.
Festiwal w Gdyni to jednak dość specyficzne wydarzenie, zupełnie inny niż te, z którymi byłaś wcześniej związana. Dotąd mogłaś czerpać z kinematografii całego świata. W tym przypadku wybierasz ze ściśle ograniczonej puli polskiego kina.
Dodam do tego od razu drugą różnicę między festiwalem w Gdyni a każdą inną imprezą. Wiele elementów tego festiwalu jest określonych regulaminem – moja wolność w programowaniu jest więc ograniczona. Weźmy Konkurs Główny. Wskazuję dwanaście tytułów, kolejne cztery dokłada Komitet Organizacyjny i w ten sposób powstaje konkursowa szesnastka. Jeśli chodzi o cały program, to ja go proponuję, przygotowuję, ale na koniec muszę uzyskać akceptację Komitetu. Nie pracowałam wcześniej w takich warunkach. Każda inna impreza pozwalała mi na ostateczne wybory. Do tego dochodzi to, o czym mówisz – podążam za kinem polskim. Wybieram z tego, co jest i staram się, żeby różne odcienie tego kina znalazły w programie odzwierciedlenie.
Jak patrzy się na sukcesy reżyserek i reżyserów zagranicą, to nasuwa się myśl, że kino polskie idzie w dobrym kierunku i że przeżywa renesans.
Jest w dobrym momencie już od pewnego czasu. Po słabszym okresie kino polskie mocno osadziło się w obiegu międzynarodowym. Nadal też możemy rozmawiać o dużej jego różnorodności. Wiele wątków wokół polskiego kina zasługuje w tej chwili na poruszenie, co wybrzmi też przy okazji różnych wydarzeń w tym roku na festiwalu, który jest doskonałym miejscem, aby o kondycji polskiego kina dyskutować. Gdynia ma dwie ważne cechy: może pochwalić się wierną i liczną publicznością, jest też festiwalem bardzo mocno osadzonym w polskiej branży. Dlatego poza pokazami filmowymi ważnym elementem jest tu Gdynia Industry i wszystkie dyskusje, spotkania, wydarzenia, które w ramach tego programu się odbywają.
Obecnie trwa gorąca dyskusja na temat przyszłości branży. Hollywood ogarnęły strajki scenarzystek i scenarzystów, mówi się o zagrożeniach ze strony sztucznej inteligencji, ale także o funkcjonowaniu platform streamingowych. To też zaczyna nas powoli dotykać.
Nie powiedziałabym, że powoli, nas to absolutnie dotyka. Polska branża nie działa w próżni i odłączeniu od tego, co dzieje się na świecie. Nasze problemy dotykają również rynków zagranicznych. Te najaktualniejsze wybrzmią u nas mocno w ramach Gdynia Industry – czy to podczas panelu o sztucznej inteligencji, czy w rozmowie o różnych formach dystrybucji. Docieranie do widza to już nie są tylko prezentacje rozpoczynające się od drogi kinowej, ale jest wiele filmów, które swoją widownię znajdują właśnie poprzez serwisy streamingowe. Rzeczywistość spotkania kina polskiego z widzem się zmienia. Różne są związane z tym problemy, mówi się o nich głośno, jak choćby o tym, że, owszem, po pandemii widzowie wrócili do kina, ale nie wrócili na filmy polskie. My w szerokiej rozmowie o dystrybucji, zadamy sobie pytanie, gdzie chcemy być w tym temacie za pięć lat. Przyjrzymy się, jak ten świat się zmienia, które z tych procesów są już nie do zatrzymania, a z których i w jakiś sposób powinniśmy skorzystać oraz gdzie szukać rozwiązań i dobrych praktyk.
A ty masz jakąś wizję polskiego kina w perspektywie pięciu lat?
Pamiętam wiele rozmów wychodzących od tego pytania, które się odbywały w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Potem często się okazywało, że cokolwiek sobie nazywaliśmy, zakładaliśmy, przewidywaliśmy – z mniejszą lub większą pewnością – nie sprawdzało się, bo świat i tak nas zaskakiwał. Nie próbuję więc nazwać tego, co będzie za parę lat. Rynek się zmienia, wiele czynników składa się na cały obraz. To jak wróżenie z fusów. Choć myślę, że będzie trwała dobra passa kina polskiego na światowych festiwalach. Ale czy będą temu towarzyszyły jakieś szczególnie wyraziste zjawiska? Nie będę zgadywać.
Festiwal w Gdyni się zmienia?
Naturalnie, że się zmienia, ewoluuje i to nie tylko w momencie, kiedy pojawia się nowa osoba na stanowisku, które teraz zajmuję. Przyjrzyjmy się programowi z ostatnich kilku lat, regularnie wprowadzane są zmiany – chociażby w tamtym roku – po raz pierwszy na festiwalu pojawił się konkurs Złotych Lwiątek im. Janusza Korczaka. Festiwal dopracowuje też pomysły, obserwując reakcje widzów festiwalu. Ale staramy się też pewne rzeczy promować. Nasza rola polega choćby na tym, by znaleźć połączenie między klasyką a widzami. Dlatego w tym roku każdy pokaz kina klasycznego obudowujemy spotkaniami i wydarzeniami – stąd też cykl „Mistrzowska Piątka”, do której filmy wybrali sami filmowcy. Zobaczymy, jak wielu widzów uzna, że to jest forma spotkania z klasyką, jakiej w Gdyni by oczekiwali.
Pytam o te zmiany, ponieważ od lat trwa dyskusja na temat kształtu festiwalu. Jedni życzyliby sobie, by program skupiał się na kinie artystycznym. Drudzy widzą tu miejsce na jak najszerszą panoramę polskiego kina. Jest też zapewne wiele innych oczekiwań. Myślisz, że da się to pogodzić? Albo, że ten wektor festiwalu w Gdyni może się zmienić?
Nie ma powodu, żeby ten wektor jakoś silnie naginać. Ja widzę miejsce w Gdyni dla wszystkich filmów, które nas zainteresują lub zachwycą artystycznie. Nie jest więc istotne, czy pochodzą z tego, czy innego kontinuum kina. Za to myślę, że warto rozmawiać o tym, czy układ sekcji jest najkorzystniejszy dla filmów prezentowanych na festiwalu. Nie powiem tu niczego odkrywczego, bo pojawiło się to już w mojej koncepcji konkursowej – chciałabym, żeby w Gdyni pojawiła się druga sekcja konkursowa. Taki powrót do Innego Spojrzenia, ale jednak rozumianego inaczej niż wtedy, kiedy wprowadził tę sekcję Michał Oleszczyk.
To znaczy?
Widzę tę sekcję jako canneńskie Un Certain Regard – drugi konkurs, który poszerzyłby gdyńskie spotkanie z nowym kinem polskim. Bardzo tego potrzebujemy, a pokazuje to już liczba zgłoszeń do Konkursu Głównego. Zastąpiłabym tą sekcją Konkurs Filmów Mikrobudżetowych. Im z kolei chciałabym pozwolić na zgłaszanie się do każdej innej sekcji konkursowej festiwalu. Ich twórcy przez ostatnie lata pokazali, że duża dyscyplina budżetowa i czasowa, w których te filmy są realizowane, nie są żadną przeszkodą i wiele z nich zasługiwało na prezentację w Konkursie Głównym. Ruch zmieniający układ sekcji konkursowych festiwalu widzę więc jako danie jeszcze większej szansy twórcom filmów mikrobudżetowych. To jest cel, który stawiam przed Gdynią, mianowicie róbmy festiwal w taki sposób, aby prezentowane tu filmy wynosiły jak najwięcej dla siebie. Badanie przeprowadzone kilka lat temu pokazały, że Gdynia ma znaczące przełożenie na wyniki filmów w kinach. Nie wiem, na ile by się to dzisiaj potwierdziło, ale na pewno prezentacja w Gdyni pomaga na wielu poziomach.
Kiedyś mówiło się też o połączeniu festiwalu z branżą międzynarodową.
Bardzo bym chciała, żeby tak się działo i żeby jednym ze składów jurorskich w Gdyni było w przyszłości jury FIPRESCI [Międzynarodowa Federacja Krytyków Filmowych – przyp. red.]. Nie jest to łatwa sprawa, ponieważ to jury nigdzie na świecie nie ocenia filmów na festiwalach narodowych. Bylibyśmy pierwsi, prowadzimy na ten temat rozmowy. Ale już w tym roku dbamy o to, żeby branża zagraniczna była w Gdyni obecna. Jednym z paneli w ramach Gdynia Industry jest panel poświęcony obecności polskich filmów na rynkach zagranicznych, z naciskiem na dystrybucję. Wezmą w nim udział zaproszeni przez nas agenci sprzedaży. Gościnią festiwalu będzie też Susan Newman-Baudais, która stoi na czele Eurimages. To duże wydarzenie, że osobiście pojawia się na naszym festiwalu.
Jakie jeszcze cele stawiasz sobie na najbliższe lata?
Moim celem jest – tu jeszcze raz powtórzę – mocniejsze połączenie klasyki z widzami i takie budowanie Gdyni, żeby było to miejsce konstruktywnej, rozsądnej dyskusji o tym, czego polskie kino potrzebuje. Za dokładnie dwa lata będziemy obchodzić 50-lecie. Festiwal narodowy zbliżający się do takiej rocznicy, to jest ewenement na skalę światową. Kiedy popatrzymy wstecz, zobaczymy, jak ważna to była impreza, portretująca kino polskie w jego różnych okresach. Już teraz szykujmy się na to, co za dwa lata, a ja przede wszystkim tak chcę budować tę imprezę, żeby nadal było to kluczowe miejsce dla kina polskiego.
Joanna Łapińska – członkini Europejskiej Akademii Filmowej, od ponad 20 lat zawodowo zajmuje się kinem, organizując festiwale i konsultując projekty filmowe. W latach 2002-2016 była członkinią Zarządu Stowarzyszenia Nowe Horyzonty, organizatora Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty, gdzie pełniła funkcję dyrektorki artystycznej. We wrześniu 2016 r. została dyrektorką programową Festiwalu Transatlantyk. Z Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zawodowo związana od 2021 r. Podczas poprzednich dwóch edycji pracowała jako koordynatorka wydarzenia branżowego Gdynia Industry.