BOSCY WOLO[NTARIUSZE]
W tym miejscu przedstawiamy Wam wybrane osoby z blisko 200 wolontariuszy, którzy każdego dnia z zaangażowaniem działają po to, aby wszyscy goście Festiwalu czuli się w Gdyni dobrze i bez problemu mogli uczestniczyć w tym ważnym wydarzeniu. Monika i Adam Raczyńscy to nie tylko wolontariusze, ale i festiwalowe małżeństwo.
Małgorzata Rakowiec: Jak trafiliście na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni?
Monika: Próbowałam już rok wcześniej, ale wtedy się nie udało. Tym razem (to był 2016 rok) na wolontariat zgłosiłam się spontanicznie, po tym, jak współpraca przy innym festiwalu filmowym w Warszawie, niespodziewanie skończyła się wcześniej niż planowałam. Byłam już po studiach, stażach, praktykach, wolontariatach. Uczestniczyłam również w krajowych i zagranicznych festiwalach (m.in. w Cannes czy Wenecji) jako dziennikarka. W Gdyni, jako wolontariuszka, byłam jednak po raz pierwszy. Zależało mi na intensywnym oglądaniu filmów i nowych branżowych kontaktach. Trafiłam do działu Help Desk w GCF, gdzie odbywają się pokazy prasowe, więc czułam się tam jak ryba w wodzie.
Adam: Jestem gdynianinem i Festiwal Polskich Filmów Fabularnych zawsze był mi bliski. Bardzo chciałem go współtworzyć, więc w 2014 roku zdecydowałem się na wolontariat i szybko się zadomowiłem. Podobała mi się atmosfera i wyjątkowi ludzie, z którymi do dzisiaj mam kontakt.
Czy znaliście się wcześniej?
Monika: Nie. Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Niedospana po bankiecie otwarcia w biurze prasowym szukałam zbawiennej porcji kawy. Tam – przy ekspresie, który nie chciał ze mną współpracować – po raz pierwszy zaczęliśmy rozmawiać. Co prawda Adam nie naprawił ekspresu, ale resztę festiwalu spędziliśmy już razem. „Przecież ten chłopak mógłby być moim mężem!” – przebiegło mi przez myśl trzeciego dnia festiwalu.
I tak też się stało. Po zaledwie 52 dniach znajomości, zaręczyliśmy się, a na następnym festiwalu byliśmy (ponownie jako wolontariusze) już po ślubie. W tym roku świętowaliśmy 7. rocznicę z naszymi dwiema córkami 3,5-letnią Marianną i 9-miesięczną Anielką.
Czym tu się zajmowaliście?
Monika: Zależy w którym roku (uśmiech – red.). Zaczynałam od działu Help desk, następnie kilkukrotnie pracowałam w Saloniku Twórców serwując przekąski i – nomen omen – kawę, dbając o dobre samopoczucie festiwalowych gości. Uczestniczyłam również w Młodej Gali wręczając nagrody. Od 3,5 roku jestem mamą, więc trudno byłoby to połączyć z pracą przy festiwalu, ale co roku – dzięki wsparciu teściów, którzy mieszkają w Gdyni i są również wiernymi widzami festiwalu – udawało mi się obejrzeć kilka filmów. Na co dzień mieszkamy w Warszawie, gdzie prowadzę warsztaty dla dzieci, w tym także z edukacji filmowej. Podczas tegorocznych wakacji prowadziłam nawet zajęcia w GCF w ramach „Lato na patio”. Mam nadzieję, że moje działania przyczynią się do kształtowania gustu młodych widzów. Kto wie, może ktoś z moich podopiecznych za kilka lat zaprezentuje swój film w Gdyni? (uśmiech – red.)
Adam: Zaczynałem od wolontariatu w różnych sekcjach m.in. opiekowałem się gośćmi (śp. Andrzejem Wajdą), pomagałem w wydarzeniach towarzyszących i w biurze prasowym. Niedługo po ślubie zacząłem pracę w Warszawie w Filmotece Narodowej – Instytucie Audiowizualnym przy restauracji cyfrowej starych polskich filmów (gdzie nadal pracuję), więc przez ostatnie kilka lat przyjeżdżałem do Gdyni między innymi na premiery filmów, w których odnawianiu brałem udział.
– W Waszym przypadku można powiedzieć, że udział w Festiwalu zmienił istotnie Wasze życie…
Monika: Zdecydowanie! Przyjechałam na festiwal z miłości do kina, a wyjechałam zakochana po uszy w przyszłym mężu. Śmiejemy się, że nasze córki, to „owoce” festiwalu i powinny mieć dożywotnio zapewnioną złotą akredytację (śmiech – red.). I dziwimy się, czemu jeszcze nikt nie nakręcił o nas filmu albo chociaż odcinka Kroniki Festiwalowej (śmiech – red.). Nasza historia pokazuje, jak kino może mieć realny wpływ na życie ludzi. I że warto mieć pasje i je pielęgnować, bo nigdy nie wiadomo, do czego nas doprowadzą.
Adam: Zdecydowanie festiwalowi w Gdyni zawdzięczam tak duże zmiany w moim życiu, bo oprócz tego, że mam wspaniałą żonę i cudowne córki, przeprowadziłem się do Warszawy i zacząłem pracę w instytucji filmowej.
Rozmowa: Małgorzata Rakowiec
Artykuł pochodzi z Gazety Festiwalowej „Klaps”.