Jak młody może zatrudnić gwiazdę

Gdzie młody rezyser szuka montażysty, operatora kamery, aktora? Czy szkolna ekipa zostaje z twórcą na całe życie? Pytamy studentów szkół filmowych i niezależnych twórców filmów krótkometrażowych.

Kordian Kądziela („Szczękościsk”):

– Akurat w przypadku „Szczękościsku” potrzebowałem nieznanych twarzy, aby widz mógł się nabrać, uwierzyć w to, co dzieje się na ekranie. Jednak często aktorzy bardziej znani chętnie zgadzają się zagrać w etiudach szkolnych, kiedy podoba im się scenariusz. Jeżeli chodzi o ekipę realizacyjną, to operator kamery i kierownik produkcji muszą być ze szkoły, a pozostała ekipa może być dowolnie dobrana przez reżysera.

Joanna Satanowska („Czarnowidzka”):

– Montażysta i operator muszą być ze szkoły, aby wszyscy razem się uczyli. Natomiast aktorów

możemy dobierać dowolnie. Chociaż nie wszyscy mają odwagę dzwonić do sław, zawsze warto próbować. Jeśli scenariusz się spodoba, doświadczeni aktorzy chętnie biorą udział w naszych produkcjach.

Piotr Domalewski („Złe uczynki”):

– Ekipa się wykluwa, wyrabia w trakcie studiów. Ja długo kompletowałem ludzi, z którymi pracuję, a może raczej takich, którzy mają cierpliwość pracować ze mną. Ale faktem jest, że te osoby po tych kilku latach naszych wspólnych filmowych przygód, stają się moimi przyjaciółmi i ludźmi, bez których byłoby mi trudno robić film. Zwłaszcza, że kręcenie filmu krótkometrażowego to zawsze trudna walka z brakiem czasu, pieniędzy i sprzętu. Dlatego wsparcie ekipy jest dla mnie bardzo ważne.

Milena Dutkowska („Zagraj ze mną”):

– W katowickiej szkole filmowej musimy kompletować ekipę również z zewnątrz. To z kim się pracuje, zależy od siły perswazji, budżetu oraz determinacji, by na przykład poczekać na tego wymarzonego aktora, kiedy się zgodzi, kiedy będzie miał dla nas czas. Oczywiście najważniejszy jest pomysł na film i scenariusz, ponieważ to on przeważnie decyduje o zainteresowaniu ekipy projektem. Etiuda studencka to na pewno nie jest miejsce, gdzie motorem napędowym do pracy są stawki dla ekipy i aktorów. Motywacją jest chęć zrobienia dobrego filmu przez wszystkich.

Michał Turlewicz („Skorupki: film o szczęściu”):

– Mieliśmy to szczęście, że zdjęcia w całości były realizowane w Krakowie i stamtąd pozyskaliśmy prawie całą ekipę. Dlatego wszyscy byliśmy swoimi znajomymi albo ewentualnie znajomymi znajomych.

Mateusz Rakowicz („Romantik”):

– Z Robertem Więckiewiczem to było tak, że zakładałem, że nie będzie mu się chciało pochylać nad taką historyjką. Przekonał mnie ówczesny szef Studia Munka, Darek Gajewski. Robert przeczytał scenariusz… później podczas spotkania czułem, że to nie ja sprawdzam jego, tylko on mnie. Po godzinie rozmowy jednak przekonał się do projektu i powiedział „dobra, robimy to!”.

Filip Hillesland („Toast”):

– Ćwiczenia szkolne oznaczają w 95 procentach zerowy budżet, więc najczęściej nie ma możliwości, żeby kogokolwiek zatrudniać. Mówimy tu o bardzo dużej ilości przysług i nadwyrężonych przyjaźni, ale jednocześnie powstaje jakiś duch pomagania sobie nawzajem i prędzej czy później, ta pomoc zostaje odwzajemniona. Im więcej filmów się robi, pracuje na innych planach i samemu angażuje w poważniejsze produkcje, tym więcej poznaje się ludzi doświadczonych, których z czasem można zatrudniać, często po tak zwanych studenckich stawkach. Z mojego doświadczenia wynika, że wszyscy chcą być częścią ciekawych projektów niezależnie od ich wielkości. Zarówno ludzie przed i za kamerą.

opracowały: Martyna Kiedrowska, Marek Głuszczak
Fot.: Marek Głuszczak

źródło: Gazeta festiwalowa