Pokaz specjalny filmu „Wszystko co najważniejsze” na 40. FFG!
Podczas 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni odbędzie się uroczysta premiera zrekonstruowanej cyfrowo wersji filmu „Wszystko co najważniejsze” Roberta Glińskiego, laureata Złotych Lwów z 1992 roku. Specjalny pokaz filmu, połączony ze spotkaniem z twórcami, odbędzie się w czwartek 17 września 2015 roku o godz. 16.00 w gdyńskim Multikinie.
– To był film nagrodzony w Gdyni przez bardzo interesujące jury – wspomina Robert Gliński.- Filmy filmami, ale najbardziej interesujące było wówczas jury, w którym znajdowali się m.in. Kazimierz Kutz, ksiądz Józef Tischner, Adam Michnik…. Dyskusje po filmach były wtedy jawne. To, co mówili było bardzo ciekawe, można było posłuchać, co oni myślą o naszych filmach… Moim zdaniem ten film się nie zestarzał, dlatego że jest to film historyczny. W filmie historycznym bohater postawiony jest przed wyraźną sytuacją dramaturgiczną, wyborem, konfliktem, decyzją, w którą stronę podążać. Taki film jest z ducha współczesny.
Gliński zrobił ważny film, pierwszą niezależną polską produkcję. Jego film dotykał nieporuszanych wówczas tematów, podpowiadał, w którą stronę musi iść kinematografia, wspominał na łamach książki „A statek płynie. 30 lat FPFF” ówczesny szef kinematografii Waldemar Dąbrowski.
Film został poddany rekonstrukcji cyfrowej, którą przeprowadziła firma ORKA. – Praca nad dziełami kinematografii polskiej to zawsze ogromna odpowiedzialność. W ORCE staramy się być rzetelnym partnerem dla twórców filmów, ciesząc się z możliwości wprowadzenia własnego wkładu do dziedzictwa kultury polskiej – mówi Magdalena Zimecka, dyrektor zarządzająca ORKI. – Cześć prac jest zautomatyzowana, większość zniszczeń jednak usuwa się ręcznie klatka po klatce. Oczyszczony obraz trafia na korekcję koloru. Kolorysta Olek Winecki pracował z operatorem filmu Jarkiem Szodą. Podczas gradingu można stworzyć nowy kreatywny wygląd filmu, nadać mu estetykę kolorystyczną atrakcyjną dla współczesnego widza. W tym wypadku operator zdecydował o zachowaniu dotychczasowego charakteru obrazu, zmieniając jedynie kadrowanie.
– Bardzo jest miło wrócić, po tylu latach do Gdyni, z filmem, który ten festiwal wygrał. Dzięki PISF, który przeznacza na to fundusze i talentowi ludzi z ORKI, którzy go zrekonstruowali cyfrowo, film jest jeszcze lepszy – mówi Marek Nowowiejski, producent filmu. – Do Gdyni, poza ekipą, przyjedzie Andrzej Wat. Cieszę się, że znów wszyscy razem się spotkamy.
– Myślę, że dzisiaj „Wszystko, co najważniejsze” jest filmem nawet bardziej aktualnym, niż w momencie premiery – mówi Michał Oleszczyk, dyrektor artystyczny Festiwalu. – Kiedy Robert Gliński wziął się za ten temat w roku 1992, był to absolutnie pionierski wysiłek: duży, ambitny film na tematy w PRL-u całkowicie zakazane i mocno kontrowersyjne. Świetna reżyseria i obsada naprawdę tchnęły życie w tę opowieść o rodzinie Watów, a nowa rekonstrukcja tylko tę jakość potwierdza i pozwala się nią cieszyć w całej pełni.
Bardzo interesująca jest historia powstania filmu. Scenarzystka Dżamila Ankiewicz poznała swoją bohaterkę, Olę Watową w Paryżu, w połowie lat osiemdziesiątych. Znała wcześniej słynną książkę „Mój wiek”, rozmowy Czesława Miłosza z Aleksandrem Watem, które ukazały się w 1983 roku w Warszawie nakładem podziemnego wydawnictwa KRĄG. Kiedy nadarzyła się okazja spotkania z Olą Watową w Paryżu, skwapliwie z niej skorzystała. Spotkanie przerodziło się w trwalszą znajomość. W 1984 roku ukazały się, wydane przez PULS Publications, wspomnienia Oli „Wszystko co najważniejsze”. – „Wszystko co najważniejsze” odebrałam jako wstrząsający dokument cierpienia, miłości i przywiązania. Szczerość autorki, osobisty ton narracji, dramatyzm przeżyć, waga przywoływanych zdarzeń – wszystko to sprawiło, że zaczęłam myśleć o książce jako znakomitym materiale na film. – mówi Dżamila Ankiewicz. Od razu podzieliła się o tym z autorką, która zamyśliła się i powiedziała: Zobaczymy, może kiedy komunizm upadnie?
W 1989 roku Ola Wat przyleciała do Warszawy, po raz pierwszy po trzydziestu dwóch latach nieobecności. Pejzaż polityczny się zmienił. – Powiedziała do mnie z uśmiechem: Wiesz, skoro komunizm upada, to chyba już czas, żebyś pomyślała o projekcie filmu – mówi scenarzystka. – Był to żart, który jednak dał początek wszystkiemu. Zależało mi, żeby stworzyć adaptację zarazem bliską książce Oli i dobrze przystosowaną do wymogów narracji filmowej. Przystępując do pracy nad scenariuszem przyjęłam założenie dramaturgiczne obejmujące całość opowiadania: będzie to historia jednego wielkiego oczekiwania, które w końcu się spełnia, a po drodze dzieją się rzeczy, które kolejno przybliżają i oddalają ostateczny cel. I myślę, że to się sprawdziło na ekranie.