Czy skandalizujący charakter filmu po pół wieku porusza?

Czy skandalizujący charakter filmu po pół wieku porusza?

fot. T. Kamiński

W tym roku świętujemy 100. rocznicę urodzin jednego z najbardziej wyjątkowych i kontrowersyjnych twórców w historii kina – Waleriana Borowczyka. O jego twórczości w Gdyni, po pokazie specjalnym „Dziejów grzechu”, rozmawiali Agnieszka Szydłowska, Dorota Masłowska i Kuba Mikurda.

Mateusz Demski

 

„Dzieje grzechu” to trzecia w historii adaptacja powieści Stefana Żeromskiego, która w roku 1975 ściągnęła do polskich kin rekordowe osiem milionów widzów. Film uznano za skandalizujący, zaś sam reżyser – cieszący się już wówczas sławą mistrza filmowej erotyki – wstrzelił się w historyczny moment, w którym rewolucja seksualna z kilkuletnim opóźnieniem docierała do naszego kraju. Dla niego samego był to powrót do ojczyzny. „Dzieje grzechu” to jedyny pełnometrażowy film zrealizowany przez Borowczyka w Polsce.

Kuba Mikurda: Borowczyk pracował w Polsce do roku 1959. Był animatorem. Jego film „Dom”, zrobiony z Janem Lenicą, odniósł taki sukces, że wyjechał do Francji. We Francji zrobił kolejne filmy animowane i zyskał status „Kafki animacji”. W 1968 roku zaczął robić filmy aktorskie i w zasadzie od początku była mowa o tym, by Borowczyk nakręcił coś w Polsce. Stanisław Różewicz, szef zespołu „Tor”, próbował ściągnąć go do kraju, żeby zrobił „Mazepę” według Słowackiego. To się nie udało. Borowczyk zrobił „Mazepę” jako drugi film pt. „Blanche” we Francji. Potem zrobił „Opowieści niemoralne”, które wywołały, obecnym tam erotycznym ekscesem, wstrząs. Wtedy mniej więcej udało się ściągnąć go do Polski, żeby zrobił „Dzieje grzechu”.

Rozmowa na temat Borowczyka w rocznicę jego 100. urodzin łączy się z próbą odpowiedzi na pytanie, jaki – i czy w ogóle – oglądanie „Dziejów grzechu” może mieć sens blisko pół wieku później? Co dzisiaj może wydawać się interesujące w tym filmie? I czy jego wywrotowy, skandalizujący charakter, może wywoływać jeszcze jakiekolwiek poruszenie?

Dorota Masłowska: Dla mnie ten film jest enigmą. Ciągle zastanawiam się nad tym, jak jest zrobiony. Pierwsze moje skojarzenie to protopornograficzne filmy. Myślałam też o tym, jak dzisiaj pokazywany jest seks w kinie, jak bardzo to, co dzisiaj znamy z ekranu, zakłóca odbiór tego filmu. To stwarza problem w wyobrażeniu sobie, jaki on musiał być w roku 1975.

Kuba Mikurda: To jest trudny los pionierów, którzy przecierają szlaki i robią rzeczy, które w danym momencie historycznym są wywrotowe, a szybko okazują się anachroniczne.

 

Kolejnym tematem poruszanym na spotkaniu była kwestia literackiego pierwowzoru i obecne w nim spojrzenie na kobietę, na bohaterkę, której historia kończy się tragicznie.

Dorota Masłowska: Przychodzi mi do głowy jeszcze taki kontekst, że ta historia jest historią tożsamą z „Chłopami”, którzy są tutaj na festiwalu pokazywani. To historia kobiety zgubionej przez swoją cielesność, namiętność i swoje piękno. Pomyślałam jeszcze o „Azylu” Williama Faulknera, gdzie piękno kobiety również wikła ją w męską przemoc i niewolę. Są to historie utraty tożsamości kobiet, które były światu winne to, że były piękne.

Kuba Mikurda: Bohaterki Borowczyka w „Goto”, „Blanche” i „Dziejach grzechu” idą za swoim pragnieniem, i to jest faktycznie ich siła, ale wszystkie zostają ukarane i na końcu giną. To jest pytanie à propos potencjału emancypacyjnego dla tej historii. To się zmieniło. Bohaterki kina eksploatacji lat 70. nie są karane, idą dalej i mszczą się na oprawcach.

W tym kontekście pojawiła się także kwestia recepcji filmu i wpływu, jaki miał on na karierę Grażyny Długołęckiej, odtwórczyni głównej roli, która była ze swoją rolą identyfikowana.

 

Agnieszka Szydłowska: Borowczyk różnie był opisywany w Polsce, wiadomo, że ten film się cieszył popularnością na Zachodzie, ale aktorka została poddana karze na kształt dzisiejszego hejtu. Stała się obiektem bezpośrednich wręcz ataków. Kiedy szła ulicą, atakowana była także jej matka, której mówiło się, że – tu cytat – „taką córkę wychowała”. Została też odtrącona przez środowisko. Nie dostawała propozycji ról. Nastąpiło jakieś zaburzenie. Ta dziewczyna została obarczona odpowiedzialnością, za co? – I to jest pytanie.

Innym aspektem tej historii jest to, że Borowczyk opowiadając o spirali przemocy wobec kobiet, sam mógł jej się dopuścić – tak twierdziła Długołęcka, która po latach w jednym z wywiadów powiedziała, że praca z Borowczykiem stała się dla niej źródłem traumy.

Pytanie zatem, jak traktować z perspektywy lat tę twórczość i same „Dzieje grzechu”.

Dorota Masłowska: Chodzi mi po głowie też takie pytanie, czy warto fantazjować o jakiejś uwspółcześnionej wersji tej książki? Nie jestem pewna. Byłabym jednak ciekawa, jak ktoś, kto wziąłby to na warsztat, wybrnąłby z pewnej niedopuszczalnej przestarzałości moralnej tej całej koncepcji kobiety ukaranej za namiętność.

Agnieszka Szydłowska: Wracamy do pytania, co nam robi ten film w roku 2023? Trochę, jak z tematem wokół tego, żeby nie cancelować (z ang. cancel – anulować – red.) w „Pustyni i w puszczy”, rozmawiać o tym, jak to zostało napisane, ale pokazywać też, jak zmienił się świat. Za chwilę pójdziemy oglądać „Chłopów” i Jagna znowu wyląduje na kupie gnoju… Można zadać pytanie, o co chodzi z tym, że cała nowoczesność kina jednocześnie produkuje te same historie, z tym samym morałem?

Dorota Masłowska: Ja myślę, że gdyby próbować wpleść tę książkę w dyskusję o współczesności, to zajęłabym się wątkiem kobiety, która posiada pewien zasób, jak piękno fizyczne, i próbuje sama nim zawiadywać, ale bezustannie spotyka „właścicieli”, którzy je przejmują. To jest historia, która cały czas się odradza i jest ciągle wokół nas obecna.