Filmowcy! Czytajcie książki

Filmowcy! Czytajcie książki

– Jestem nieufny wobec tego spędu – przyznaje Wojciech Kuczok (na zdjęciu), pisarz, autor powieści „Gnój”, która sześć lat temu posłużyła za podstawę do realizacji filmu „Pręgi” Magdaleny Piekorz. – Reżyserzy, szczególnie ci młodzi, czytają coraz mniej książek. Im wystarczy jedno zdanie w gazecie, by znaleźć inspirację.
Przez lata w polskim kinie współpraca literatów z filmowcami była na porządku dziennym. Wiele polskich filmów, a może nawet większość – tych najbardziej znanych i liczących się – powstawała dzięki literaturze. Reżyserzy w swoich pomysłach często inspirowali się dokonaniami swoich kolegów pisarzy.
– Kiedyś czytało się więcej literatury, w wielu przypadkach książki były podstawą do zrobienia filmu. Dla mnie fenomenem pozostaje dziś Xawery Żuławski, który sam przyznaje, że książek nie czyta, a rok temu zrobił znakomitą adaptację tekstu Doroty Masłowskiej – mówi Kuczok.

Sugestywny scenariusz
Po roku 1989 związki literatury i filmu uległy na naszym krajowym poletku rozluźnieniu. Wciąż dokonywano adaptacji, jednak coraz rzadziej literatury współczesnej. Przełomem stała się właśnie adaptacja „Wojny polsko-ruskiej” Masłowskiej.
– Autor pierwowzoru literackiego na pewno się cieszy, że jego utwór staje się podstawą filmu – mówi Masłowska, która tylko przyglądała się temu, co z jej tekstem robi scenarzysta i reżyser w jednej osobie, od czasu do czasu tylko coś konsultując.
Dalej poszli Kuczok i Andrzej Bart.
– Krzysztof Zanussi poznał mnie z Magdaleną Piekorz, uzdolnioną uczennicą, która była zdeterminowana, by zrobić swój fabularny debiut – przypomina Kuczok. Więcej: on nie tylko udostępnił swój pierwowzór, lecz także sam napisał scenariusz. – Książka była napisana może w połowie, gdy przystąpiliśmy do wspólnej pracy. Powieść i film mają może ze trzy wspólne sceny.
Podobnie było w przypadku „Rewersu”, zrealizowanego przez innego debiutanta – Borysa Lankosza. Scenariusz do tego filmu napisał Bart, autor m.in. „Rien ne va plus” i „Don Juan raz jeszcze”. W przypadku „Rewersu” najpierw powstał scenariusz, potem powieść.
– W powieści „Rien ne va plus”, na zaledwie kilku stronach przewija się niejaka Bożena, która nie wytrzymuje spotkania z wyjątkowo złym adoratorem i popełnia samobójstwo. Teraz dałem jej drugie życie – przypomina Bart.
Znamienne, że scenariusze pisane przez obu pisarzy były na tyle sugestywne, że młodzi twórcy potrafili je w sposób niemal perfekcyjny przenieść na ekran, co w konsekwencji przyniosło – i „Pręgom” w 2004 roku i „Rewersowi” w 2009 – nagrodę Złotych Lwów.
 
Powrót do przeszłości?
Być może jesteśmy właśnie świadkami nowego trendu – a właściwie powrotu do tego, co było kilkadziesiąt lat temu, gdy pisarze pisali scenariusze. Filmowców w tym względzie wspomagali przecież m.in. Józef Hen („Krzyż walecznych” Kazimierza Kutza, „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego), Marian Brandys („Ludzie z pociągu” Kutza), Kazimierz Brandys („Samson” Wajdy, „Jak być kochaną” Hasa), Roman Bratny (serial „Kolumbowie” Janusza Morgensterna). Osobnym rozdziałem jest twórczość Tadeusza Konwickiego, który – jak nikt inny w polskiej literaturze i filmie, radził sobie równie skutecznie i efektownie na obu frontach: pisarskim i reżyserskim.
Czy spotkania filmowców z pisarzami przyniosą jakiekolwiek efekty? Trudno wyrokować.
Zwieńczeniem tych dyskusji i sporów towarzyszących gdyńskim projekcjom będzie trzygodzinna sesja (niestety, zamknięta dla publiczności), która odbędzie się w czwartek.
W dyskusji wezmą udział również zaproszeni goście z Islandii i Norwegii. Przedstawiciele tych niewielkich kinematografii ze światowymi sukcesami odpowiedzą na pytania, które nas – w Polsce – od lat nurtują.
Czy możliwe jest opowiadanie o sobie, a jednak dla świata?
Czy mało znany język jest przeszkodą?
Czy mit o kinie uniwersalnym to opowieści dla wszystkich, czy dla nikogo?

Waldemar Gabis