Tomasz Kolankiewicz: Festiwal w dobie pandemii

Tomasz Kolankiewicz: Festiwal w dobie pandemii

Selekcja do Konkursu Głównego wiązała się z wyborem 14 spośród 30 zgłoszonych tytułów, natomiast w przypadku Konkursu Filmów Krótkometrażowych było to 27 na 80 nadesłanych filmów. To pokazuje, że pomimo niepewnej sytuacji pandemicznej udało się w Polsce wyprodukować całkiem sporo nowych, a przy tym spełnionych filmów – mówi Tomasz Kolankiewicz, Dyrektor Artystyczny Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Mateusz Demski: Został pan wybrany na dyrektora artystycznego festiwalu w Gdyni w czasach bardzo niepewnych. Tegoroczna edycja musiała kosztować wiele nerwów zarówno pana, jak i pozostałych organizatorów.

Tomasz Kolankiewicz: To był nerwowy czas, nie ukrywam. Na decyzję Komitetu Organizacyjnego o powołaniu mnie na stanowisko dyrektora artystycznego czekałem od maja do września, kiedy ważyły się losy festiwalu. Przez długi czas toczyła się dyskusja na temat tego, jak to wydarzenie powinno w tym roku wyglądać i czy w ogóle tę edycję organizować. Jak wiemy, pod uwagę były brane najprzeróżniejsze scenariusze i warianty: festiwal odwoływano, potem przywrócono go w innym terminie, natomiast kiedy ostatecznie zostałem powołany i przystąpiłem do pracy, nadeszła druga fala koronawirusa. Koniec końców, robimy w tym roku taki festiwal, na jaki pozwala nam rzeczywistość pandemii.

Domyślam się, że nie była to sytuacja ani komfortowa, ani zadowalająca.

Jestem zwolennikiem koncepcji, że praca nad tak dużym festiwalem powinna trwać cały rok. Tymczasem ja na przygotowanie tegorocznej edycji miałem zaledwie trzy miesiące, kiedy po drodze nieustannie trzeba było gasić pożary. W takim trybie nie może być mowy o reformie organizacyjnej festiwalu. A właśnie takie zadanie przyświecało mi od początku. Nie chodziło przecież tylko o przywrócenie funkcji dyrektora artystycznego i powierzenie mu głównej roli przy wyborze filmów do programu, a zapoczątkowanie długofalowych zmian w Gdyni.

Przypomnijmy, że tego solidarnie domagali się przedstawiciele polskiego środowiska filmowego. Jakie zmiany zaprezentował pan organizatorom, startując w konkursie?

Zamierzałem na przykład otworzyć festiwal na świat, zaprosić międzynarodowe jury, co oczywiście w obliczu aktualnych obostrzeń, które ograniczają przemieszczanie się, nie wchodzi w rachubę. Inny pomysł – który poniekąd akurat udało się w tym roku zrealizować – zakładał rozwinięcie tzw. Gdynia Industry, czyli wydarzeń branżowych i nawiązanie w tym zakresie współpracy z innymi festiwalami i podmiotami. To ważne, by Gdynia z racji swojej historii była zaangażowana nie tylko w prezentację polskich filmów, ale również szeroką debatę na temat tego, jak wygląda sytuacja branży i jaki jest model, do którego powinno się w przyszłości dążyć.

Mówił pan wcześniej, że główną kompetencją dyrektora artystycznego jest jednak wybór tytułów, które będą prezentowane w trakcie festiwalu. Ciekawi mnie, ile filmów zgłoszono w tym roku do Gdyni.

No cóż, niewątpliwie mniej niż w latach ubiegłych, ale wciąż było w czym wybierać. Selekcja do Konkursu Głównego wiązała się z wyborem 14 spośród 30 zgłoszonych tytułów, natomiast w przypadku Konkursu Filmów Krótkometrażowych było to 27 na 80 nadesłanych filmów. Nawiasem mówiąc, to pokazuje, że pomimo niepewnej sytuacji pandemicznej, udało się w Polsce wyprodukować całkiem sporo nowych, a przy tym spełnionych filmów. Wracając jednak do tematu: selekcja jest faktycznie zadaniem dyrektora artystycznego, ale ja postanowiłem jednak skorzystać z możliwości danej mi przez regulamin i powołać zespoły doradcze, które miały mnie w podjęciu ostatecznej decyzji wspomóc.

Jak wyglądał proces kompletowania tych zespołów?

Przede wszystkim starałem się zachować parytety nie tylko ze względu na płeć, ale również szeroki zakres kompetencji i wrażliwości filmowej. Postawiłem więc na ludzi specjalizujących się w najróżniejszych dziedzinach. Oczywiście, cenię sobie zdanie filmowców, dlatego też do współpracy przy selekcji do Konkursu Głównego zaprosiłem Janusza Majewskiego – reżysera z olbrzymim doświadczeniem i wciąż czynnego zawodowo, nestora polskiej kinematografii. Ale wyszedłem jednocześnie z założenia, że przy selekcji najlepiej sprawdzą się teoretycy i ludzie, którzy selekcją filmów zajmują się zawodowo.

W tym gronie znalazła się dr hab. Iwona Kurz, akademiczka i kulturoznawczyni, dyrektorka Instytutu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Poza tym zależało mi na wyjściu poza polską perspektywę, dlatego zaprosiłem do współpracy również Małgorzatę Sadowską – selekcjonerkę Nowych Horyzontów, jedną z najlepszych znawczyń światowego kina artystycznego, oraz Krzysztofa Kwiatkowskiego, krytyka filmowego, który jest stałym bywalcem międzynarodowych festiwali filmowych. Poza tym przy selekcji do Konkursu Filmów Krótkometrażowych pomagali mi krytyczka filmowa Adriana Prodeus i Maciej Gil – historyk i popularyzator kina, krakowski kiniarz, DKF-owiec. Mam poczucie, że praca w tym składzie pozwoliła dokonać sprawiedliwej selekcji.

Zatem co prezentuje tegoroczny program festiwalu w Gdyni?

Myślę, że jest to szeroka paleta barw polskiego kina. Nie proponujemy zwrotu w kierunku konkretnych trendów, nie ograniczamy się ani do arthouse’u, ani do mainstreamu. Pokazujemy za to bardzo różne filmy, rozmaicie kręcone i w różnych konwencjach. W Konkursie Głównym znalazły się obrazy historyczne, gatunkowe, dramaty obyczajowe, które możemy traktować jako diagnozę współczesnego świata, a także pełnometrażowa animacja. Na marginesie wspomnę, że wiele z tych tytułów było w tym roku w programach najbardziej prestiżowych festiwali na świecie. Mówimy o Cannes, Wenecji, Berlinale, jeden z nich wygrał przecież nowojorską Tribecę. Konkurencja jest zatem naprawdę bardzo silna i zróżnicowana, co widać również w Konkursie Filmów Krótkometrażowych. O nagrodę rywalizować tam będą zarówno filmy wyprodukowane przez szkoły filmowe, te zrealizowane w Studiu Munka, jak i całkowicie niezależne produkcje.

Zastanawiam się jednak, czy tegoroczna selekcja i sama organizacja festiwalu ostatecznie miały w tym roku sens. Chodzi o to, że kina wciąż pozostają zamknięte.

Na tę decyzję złożyło się kilka czynników. Po pierwsze, ważne było zachowanie ciągłości imprezy. Pamiętajmy, że festiwal w Gdyni w swojej blisko 50-letniej historii nie odbywał się tylko w stanie wojennym, a nie jest to z pewnością czas, do którego chcielibyśmy nawiązywać. Inna rzecz, że środowisku filmowców bardzo zależało na tym, żeby festiwal jednak się odbył, a tym samym spełnił jedną ze swoich funkcji, która polega na promocji polskiego kina. Nagrody w Gdyni przekładają się przecież na zainteresowanie medialne i późniejsze wyniki frekwencyjne w kinach.

Ale widzowie przyjeżdżający od lat do Gdyni w tym roku filmów nie zobaczą. Nawet dostęp online wydaje się w tym roku poza ich zasięgiem.

Oczywiście, że tegoroczna formuła jest o tyle niefortunna, że nie możemy udostępnić wszystkich filmów szerokiej publiczności. Zostało to podyktowane, rzecz jasna, powodami licencyjnymi. Innym słowy, nie otrzymaliśmy zgody od producentów i dystrybutorów na rozpowszechnianie tych tytułów, co jest zresztą zupełnie zrozumiałe. Jeżeli chodzi o filmy, które były już pokazywane w kinach, to bardzo często są one dostępne na innych platformach online, co wyklucza udzielenie nam sublicencji. Natomiast filmy, które czekają na swoją premierę, wciąż liczą na wpływy z kin. Z tego powodu festiwal jest w tym roku adresowany do przedstawicieli branży i dziennikarzy, co wiąże się ze wspomnianą już funkcją promocyjną. Jeśli tylko sytuacja epidemiologiczna ulegnie poprawie i otworzą się kina, to pokażemy te filmy publiczności w różnych miastach.

Czy to znaczy, że Gdynia wyruszy w Polskę?

Tak, planujemy zorganizować ogólnopolskie pokazy w naszych kinach partnerskich, a tym samym zaprezentować te filmy w komplecie. Z jednej strony jest to działanie, które ma na celu spotkanie z szeroką publicznością. Z drugiej chcemy w ten sposób okazać solidarność i pomóc producentom w odrobieniu gigantycznych strat finansowych, które ponieśli w tym roku. Cały dochód z tych pokazów trafi do najbardziej pokrzywdzonych sektorów branży: kin, producentów oraz dystrybutorów.

A czy widzowie mogą teraz liczyć na jakąkolwiek formę uczestnictwa w festiwalu?

Zaplanowaliśmy wiele działań dodatkowych z myślą o gdyńskiej publiczności – począwszy od spotkań z twórcami, przez podcasty o tym, jak powstawały poszczególne filmy, aż po liczne warsztaty i panele dyskusyjne. To wszystko będzie ogólnodostępne w sieci. Każdy będzie mógł z tego skorzystać również wtedy, kiedy filmy trafią już do kin.

Rozmawiał Mateusz Demski, Gazeta Festiwalowa Klaps

Fot. Tomasz Kamiński